piątek, 9 września 2016

Artur Baniewicz - Afrykanka

Rozpoczynając lekturę nastawiłem się na kryminał, jakiś taki wojskowo-misyjno-polityczny. Bo wojsko, bo misja w Etiopii, bo może jakiś spisek, jakieś WSI łamane przez CIA i wspierane przez GRU. Tajne przez poufne i na dodatek niewyjaśnialne. Że jakieś morderstwo okrutne, tudzież wymyślne, albo masakra niespodziewana ludności miejscowej... A tu - niespodzianka. I owszem trupy są, coś się dzieje, jest wojsko, strzelanie, szczegółowe opisy uzbrojenia, a początek nawet okraszony całkiem przyjemnym humorem żołdacko-rubasznym. Ale ta książka to romansidło. Owszem osadzona w realiach o jakich wspomniałem, ale to całe afrykańskie wojowanie, spiski i przepychanki stanowią tylko tło dla romansu jednego takiego kapitana, z jednym takim dziewczęciem o ciemniejszym kolorze skóry. Ale w sumie czyta się dobrze. Nie porywająco. Po prostu dobrze.

Przykręcamy. Pięć śrubek. Na dziesięć możliwych.

niedziela, 4 września 2016

Derek Benfield - Akt równoległy

Do niewielkiego, zacisznego i oczywiście uroczego hoteliku, przyjeżdżają na romantyczny weekend dwie pary świeżo upieczonych kochanków. W mieście zostawili swoich niczego nieświadomych małżonków, a tutaj liczą na upojne chwile i rozkoszne uniesienia. Jednak niewiarygodny wręcz pech sprawi, że... No właśnie, te żony i ci mężowie...

Przekład:
Emilia Miłkowska

Reżyseria:
Jarosław Tumidajski

Obsada:
Helen - Katarzyna Dałek
Sally - Katarzyna Z. Michalska
Roger - Michał Jaros
Geoff - Piotr Chys
Ferris - Marek Tynda

No właśnie... Bilety było zdobyć ciężko, po kilku podejściach wreszcie się udało... Udało, z prawie dwumiesięcznym wyprzedzeniem, ale czekać było warto. Dwugodzinny spektakl z jedną przerwą, w Teatrze Wybrzeże, dostarczył doskonałej rozrywki, uśmiałem się szczerze, podobnie zresztą jak aktorzy, którzy w pewnym momencie przedstawienia - co bardzo mi się podobało - pojechali trochę na spontanie i zaczęli śmiać się sami z siebie...
Sztuka jest lekka, łatwa i przyjemna i takiej rozrywki można oczekiwać wybierając się do teatru.
Warto.

Siedem śrubek na dziesięć. Plus ósma za atrakcyjne aktorki.

sobota, 3 września 2016

Jo Nesbo - Więcej krwi

Po niefortunnym, z lekka wkurwiającym, zakończeniu Okularnika, chciałem przeczytać coś kogoś sprawdzonego, co z logiką na bakier nie będzie, gdzie akcja będzie płynna i dynamiczna, a zakończenie, jakiekolwiek by nie było, będzie oczywiste. Wybór wydał się więc naturalny - kto, jak nie mój ulubiony Jo Nesbo ? Tym bardziej przecież, że kilka dni przed zakończeniem powieści Katarzyny Bondy, przypadkiem odwiedziłem pobliską księgarnię i w moje łapy wpadła powieść Norwega.
Złakniony powyższego, powieść więc połknąłem - dosłownie i w przenośni.
Miło było przenieść się ze wschodnich rubieży Najjaśniejszej na daleką, norweską północ i tam spędzić kilka wieczorów...
Więcej krwi nie jest doskonale skonstruowanym kryminałem, do jakich autor przyzwyczaił mnie serią z Harrym Hole. Bardziej pokusiłbym się o stwierdzenie, że to trochę powieść o tym jak życie może być pokręcone, jak niespodziewana może być miłość, jak dziwne mogą być przypadki losu i jak czasami daleko trzeba uciec, by znaleźć spokój. A wszystko to w lekkiej polewie kryminału.
Warto.

W skali Śruby, przykręcamy dla Jo Nesbo za Więcej krwi śrubek siedem. Na dziesięć możliwych.

piątek, 2 września 2016

Katarzyna Bonda - Okularnik

Siłą rozpędu drugą część przygód Saszy rozpocząłem kilka chwil po zakończeniu pierwszej, czyli Pochłaniacza. Czasowo zgrało mi się to idealnie, bo w momencie kiedy skończyłem czytać drugi tom pierwszej książki o przygodach pani profilerki, w kioskach już był dostępny pierwszy tom drugiej części, a ukazanie się drugiego tomu idealnie wpasowało się czasowo z zakończeniem czytania tomu pierwszego.
Pochłaniaczem Katarzyna Bonda mnie kupiła, Okularnik zaś trochę to "kupienie" ostudził... Tomiska są opasłe, choć to oczywiście nie wada, książkę czyta się dobrze, niemniej wielowątkowość, retrospekcje i ogólne zakręcenie akcji powoduje, że czasami przydałaby się kartka i ołówek by zanotować sobie kto z kim i dlaczego. Wydaje mi się, że podobnie jak w Pochłaniaczu, autorka nie ustrzegła się kilku nieścisłości i braku logiki w prowadzeniu narracji. I to, niestety, w znacznie większym stopniu niźli miało to miejsce w pierwszej części przygód Saszy.
Bez wątpienia udało się autorce wykreować kilka ciekawych postaci, jak choćby szeptunka Dunia Orzechowska, ciekawym jest rozliczenie z trudną przeszłością powojennej Polski (ale czy aby nie nazbyt jednostronnym ?), interesująca jest historia Hajnówki i okolic, ale... zakończenie książki rozczarowało mnie okrutnie. Choć to bardzo delikatne określenie. Mój sympatyczny kolega, któremu podsunąłem dwie pierwsze części przygód Saszy Załuskiej, po przeczytaniu Okularnika zakończenie książki określił bardziej wymownie. Znaczy niekulturalnie :-)
Mimo wszystko chętnie sięgnę jesienią po zapowiadany trzeci z czterech żywiołów Saszy, czyli Latarnika. Było powietrze, była ziemia, zobaczymy co przyniesie ze sobą ogień.

PS. Czy ktoś mógłby mi odpowiedzieć na pytanie dlaczego Osa z Kubą, po uprzednim pijaństwie u Bondaruka, przeprowadzili na niego zamach ?