Po niefortunnym, z lekka wkurwiającym, zakończeniu Okularnika, chciałem przeczytać coś kogoś sprawdzonego, co z logiką na bakier nie będzie, gdzie akcja będzie płynna i dynamiczna, a zakończenie, jakiekolwiek by nie było, będzie oczywiste. Wybór wydał się więc naturalny - kto, jak nie mój ulubiony Jo Nesbo ? Tym bardziej przecież, że kilka dni przed zakończeniem powieści Katarzyny Bondy, przypadkiem odwiedziłem pobliską księgarnię i w moje łapy wpadła powieść Norwega.
Złakniony powyższego, powieść więc połknąłem - dosłownie i w przenośni.
Miło było przenieść się ze wschodnich rubieży Najjaśniejszej na daleką, norweską północ i tam spędzić kilka wieczorów...
Więcej krwi nie jest doskonale skonstruowanym kryminałem, do jakich autor przyzwyczaił mnie serią z Harrym Hole. Bardziej pokusiłbym się o stwierdzenie, że to trochę powieść o tym jak życie może być pokręcone, jak niespodziewana może być miłość, jak dziwne mogą być przypadki losu i jak czasami daleko trzeba uciec, by znaleźć spokój. A wszystko to w lekkiej polewie kryminału.
Warto.
W skali Śruby, przykręcamy dla Jo Nesbo za Więcej krwi śrubek siedem. Na dziesięć możliwych.
Czekam na następne wpisy :)
OdpowiedzUsuń